Pompowanie cen mieszkań

Na początku października w Polsce dało się zauważyć ciekawe zjawisko: przy niskiej inflacji ceny mieszkań potrafiły poszybować w ciągu pół roku o 19 procent. Winowajcą jest ogłaszany, co pół roku wskaźnik przeliczeniowy kosztu odtworzenia 1 m2 powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych, który służy do wyliczenia limitów wartości mieszkań objętych budżetowymi dopłatami, oraz określenia maksymalnych stawek podwyżek czynszów w TBS.

Okazuje się, że obowiązujące instrukcje w sprawie sposobu wyliczania wartości odtworzeniowej pozwalają na zawyżanie limitów cen mieszkań oraz maksymalnych podwyżek czynszów.

Jak to się dzieje?

Otóż wojewodowie wliczają do nich dwa razy koszty prac instalacyjnych i wykończeniowych mieszkań (okna, drzwi, kable, podłogi) oraz prognozy inflacji. Dodają je do danych Głównego Urzędu Statystycznego, które owe koszty i inflację już zawierają. Okazuje się także, że polskie prawo pozwala na bezkarne okłamywanie państwowych służb statystycznych. Otóż firmy budowlane mogą wpisywać w sprawozdania dotyczące kosztów budowy mieszkań dowolne kwoty przesyłane GUS. Pozwala to na zamaskowanie rzeczywistej skali prowizji, jaką płacą nabywcy mieszkań niektórym firmom budowlanym.

Spróbował ją wyliczyć zespól ekspertów Narodowego Banku Polskiego. Według ich badań, które bazują na ankietach, analizach sprawozdań finansowych firm budowlanych oraz wykazach cen materiałów, wiosną 2008 roku średni koszt budowy 1 metra kwadratowego mieszkania o średnim standardzie w Warszawie wyniósł około 4 tysięcy złotych. Przypomnijmy, że wtedy właśnie przeżywaliśmy nieuzasadnione wzrosty cen materiałów i robocizny. Firmy w raportach do GUS zameldowały, że ich koszty wyniosły prawie… 8 tysięcy złotych !!!

Jeszcze ciekawiej wygląda analiza ostatniego kwartału 2009 roku. Z publikacji NBP wynika, że średni koszt budowy 1 metra mieszkania wyniósł w stolicy niecałe 3,5 tysiąca złotych. W papierach do GUS firmy oświadczyły jednak, że była to kwota ponad 7 tysięcy złotych.

Okazuje się także, że niespotykane nigdzie poza Polską zjawisko zatrudniania przez developerów dziesiątek podwykonawców ma swoje uzasadnienie. Co ciekawe, większość z nich stanowią firmy zależne od głównego inwestora. Ten prosty zabieg księgowy pozwala bowiem na oficjalną redukcję zysków firm budowlanych niemal do zera. Stąd biorą się niewielkie podatki, jakie płacą niektóre duże i średnie firmy deweloperskie.

Zawyżanie kosztów budowy pozwala na oferowanie w ramach rządowego programu „Rodzina na swoim” luksusowych mieszkań i willi. A przecież miał on służyć niezbyt zamożnym rodzinom do zakupu tanich mieszkań. Ich jednak nie ma, bo nie ma zachęt, aby je budować.

Jedynym politykiem, który wykazał zainteresowanie odkrytą przez dziennikarzy „FiM” nieprawidłowością, był poseł SLD Wiesław Szczepański. Zobowiązał się on do przepytania odpowiedzialnych za to urzędników rządu PO.

 

Rate this post