O nielegalnym handlu mieszkaniami TBS wiadomo od lat. Zainteresowanie jest spore, bo za 50 metrów kw. trzeba zapłacić ok. 3 tys. zł za metr. To zdecydowanie mniej niż na wolnym rynku. Jak się jednak okazuje lokalu z TBS-u formalnie nie można sprzedać.
Początkowo lokale w TBS-ach otrzymały osoby, których nie stać było na kupno własnego lokum. Obecnie niektórzy z nich chcą na tym zarobić. Za zwolnienie mieszkania żądają po kilkadziesiąt tysięcy zł. A zgodnie z prawem lokatorom TBS-ów, chcącym opuścić zajmowane mieszkanie, nic się nie należy prócz wpłaconej partycypacji i kaucji zabezpieczającej.
Władze TBS-ów przyznają, że nielegalny proceder rzeczywiście ma miejsce, ale nic nie mogą zrobić. Teraz okazuje się, że jest szansa, aby ukrócić ten handel. Interwencję w tej sprawie zapowiedział m. in. wielkopolski poseł Stanisław Stec (SLD). – W przyszłym tygodniu zwrócę się do właściwego resortu. Wydaje się, że inicjatywa poselska byłaby najprostszą drogą do zmiany sytuacji w TBS-ach – mówi parlamentarzysta.
O zmianę przepisów zabiegają też władze TBS-ów. – Praktycznie wszystkie nasze mieszkania znajdują nowych lokatorów w taki nielegalny sposób. Nie mamy jednak żadnych prawnych narzędzi, by temu zapobiec – tłumaczy Arkadiusz Stasica, wiceprezes zarządu Poznańskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego.
Rzeczywiście ustawa o niektórych formach popierania budownictwa mieszkaniowego daje różne możliwości interpretowania przepisów w niej zawartych. Z tego na potęgę korzystają lokatorzy TBS-ów, a kwoty za jakie „odsprzedają” dotowane przez państwo mieszkania są coraz większe.