Nie ma chyba takiej osoby, która nie pragnęła by mieć własnego mieszkania albo domu. Mniejsze czy większe, ale zawsze swoje. We współczesnym świecie, gdzie trzeba płacić praktycznie za każdy centymetr przestrzeni, wielu wybiera rozwiązanie kompaktowe wychodząc z założenia „ciasne, ale własne”.
W latach 60 z władze PRLu wyliczyły, że z punktu widzenia planowania przestrzennego, na jedną osobę powinno wystarczyć nie więcej niż 3 m2. Taka polityka była następstwem tego, że po II wojnie światowej wyburzono dużą część budynków i trzeba było gdzieś ulokować mieszkańców. Sami przyznacie, że mieszkanie na takiej powierzchni jest praktycznie niemożliwe. Wielu powie, że 20 m2 to jest stosunkowo za mała przestrzeń, a co dopiero 3 m2. Coraz częściej słyszymy jednak o nowych mieszkaniach, które mają po kilkanaście metrów, a deweloperzy chwalą je, że sprzedają się jak ciepłe bułeczki. Faktycznie bardzo trudno jest znaleźć porządną kawalerkę w dobrej cenie. Spowodowane jest to tym, że mieszkania do 30m2 stanowią kilkanaście procent wszystkich budowanych inwestycji. Dodatkowo mała ilość napędza koniunkturę cenową. W Warszawie ceny kawalerek sięgają do 7tys/m2, za większe mieszkanie, o podobnym standardzie trzeba zapłacić o tysiąc mniej za metr.
Dlaczego Polacy tak bardzo się napalili na małe mieszkanka? Czynników jest kilka. Jednym z nich jest coraz większa niezależność. Potencjalnymi kupcami kawalerek są osoby samotne, które używają mieszkania jako „komory hibernacyjnej”, dzięki której odzyskają z powrotem swoje siły witalne i wrócą do pracy. Takie lokum jest bardzo dla nich wygodne, zajęci karierą żyją poza mieszkaniem i nie zapraszają wielu osób do siebie. W sumie jest to bardzo dobra wymówka „mam bardzo małe mieszkanie, sorry nie zrobię imprezy” albo ,”bardzo chciałbym was zaprosić, ale nie zmieścicie się wszyscy, może pójdziemy do pubu?” Na pewno chociaż raz słyszeliście podobną wymówkę. Są oczywiście i wyjątki od reguły, czasami jesteśmy zaskoczeni, że nasz sąsiad, który mieszka w kawalerce zaprosił 30 osób i świetnie się bawią. Co prawda my z tego powodu jesteśmy mniej szczęśliwi, noc mamy z głowy.
Drugą grupą osób, które napędzają ogólne pożądanie na takie mieszkania, są rodzice, którzy posyłają swoje dzieci na studia i chcą, aby ich pociechy miały własne cztery kąty. Najczęściej starają się wybrać jak najmniejszy metraż z uwagi na to, że traktują to mieszkanie jako przejściowe. Później, gdy ich dzieci założą już swoje rodziny taka nieruchomość będzie dobrą zaliczką do kupna czegoś większego. Jest to po części niezła inwestycja, na czym jak na czym, ale na mieszkaniu bardzo trudno jest stracić.
Trzecią grupą docelowych kupców kawalerek, są młode małżeństwa, których najzwyczajniej na świecie nie stać na zakup kilku pokoi. Są to pary na tak zwanym dorobku, które planują przemęczyć się przez kilka lat, aż do czasu gdy dostaną od banku odpowiedni kredyt na zakup większego mieszkania. Nie jest to jednak dobre dla związku, zamknięcie więcej niż jednej osoby na tak małym terytorium, może generować bardzo wiele sporów i kłótni. Młode pary wychodzą z założenia „co zrobić, trzeba przez jakiś czas się przemęczyć, póki jeszcze nie ma dziecka”.
Wydostając się z paszczy komuny wpadliśmy tym razem do drugiej, tylko o nazwie globalizacja. W większych miastach Polski, zaczyna już powoli brakować przestrzeni. Ludzie pragnąc być bliżej pracy, szkoły czy centr handlowych decydują się na bardzo duże ustępstwa. Mimo, że cena za metr kwadratowy kawalerki jest dużo wyższa, niż normalnego mieszkania, wielu ludzi nie stać na dodatkowe 100 tys. złotych potrzebne do zakupu większej przestrzeni. Powoli przychodzi do nas model Japoński. Mieszkania w Tokio są przykładem tego na ilu m2 normalny człowiek będzie potrafił egzystować.
Budowane są tam coraz mniejsze klitki, będące tylko imitacją prawdziwych czterech kątów. Coraz częściej możemy zobaczyć projekty wnętrz z Kraju Kwitnącej Wiśni skonstruowane tak, aby zmieściły się tylko niezbędne rzeczy do spania, umycia i powieszenia kilku par spodni. W Hong Kongu problem z mieszkaniami jest też bardzo duży, po prostu są potwornie drogie. Ludzie ubodzy mieszkają na barkach przymocowanych do brzegu, a Ci którzy decydują się na lokum na lądzie mieszkają w małych pokojach np.: na 20 m2 mieszka 15 osób, mieszka to dużo powiedziane, na specjalnych pułkach przymocowanych do ściany śpią na zmianę z pozostałymi lokatorami.
Jeżeli dodamy do tego 90 % wilgotność, wysokie temperatury przez całą dobę i oczywiście brak klimatyzacji mamy obraz przerażających warunków do życia. Nie ma się czemu dziwić skoro mieszkania w centrum Hong Kongu ją jednymi z najdroższych na świecie, osiągają do 14 tys. dolarów za m2. Te ceny są porównywalne z tymi w Nowym Jorku, między tymi państwami występuje jednak kolosalna różnica zarobków. Przykładowo kucharz w Hong Kongu zarabia około 1500$/miesiąc, a w Nowym Jorku ponad 3 razy tyle.
Mówi się, że człowiek do wszystkiego się przyzwyczai i wszystko potrafi znieść, tylko dla czego ma tak żyć? Czy ma perspektywy na lepsze jutro, a co jest najważniejsze czy on wierzy, czy ma nadzieję, że kiedyś będzie żył i mieszkał godnie. Mieszkanie nie składa się tylko z łóżka, kuchni czy łazienki, nie służy do załatwiania swoich potrzeb. Prawdziwe lokum powinno być oazą, do której chce się wracać po ciężkim dniu po to, aby mieć siłę i energię na kolejne jutro.